przez RR
przez XY (2 komentarzy)
Społeczna konspiracja Pana Przewodniczącego
Wyniki ostatnich wyborów samorządowych w naszym mieście wskazały, że mieszkańcy mają dość arogancji władzy. Gromadnie opowiedzieliśmy się za zmianami, oddaliśmy głosy na osoby dotychczas niezwiązane z samorządem gminnym. Nadzieje pokładane w nowych władzach samorządowych były ogromne.
Dziś, po pół roku od wyborów należy ze smutkiem skonstatować, że miało być fajnie, a wyszło jak zwykle. Okazało się, że oprócz kompetentnych i zaangażowanych radnych wybraliśmy również osoby, które nigdy nie powinny piastować żadnej funkcji publicznej. Nie dorośli do tego, a do arogancji poprzedniej ekipy dołożyli ignorancję i partyjniactwo. Zamiast otwartości i szczerości wolą kroczyć drogą spisków i konspiracji. Zapewne, uważają się za osoby bez skazy, za bojowników o słuszną sprawę.Wykazują jednak wszystkie objawy syndromu oblężonej twierdzy. Dzielą otoczenie na „swoich”, wyznających podobne poglądy i „obcych”, którzy w ich mniemaniu odpowiadają za wszelkie zło. W tym chorym pojmowaniu świata uważają się za wyspę uczciwości na otaczającym ich oceanie łajdactwa.
Probierzem umiejętności tych osób stała się „Sprawa Lidla”,czyli rozpętana w mieście histeria związana ze zmianą fragmentu planu zagospodarowania przestrzennego dzielnicy „Bloki”. Teoretycznie drobiazg, który powinien interesować wyłącznie okolicznych mieszkańców został rozdmuchany do rangi problemu całego miasta, powiatu, a być może nawet i kraju.
Zamiast merytorycznej dyskusji, zamiast rzetelnego przedstawienia wszelkich za i przeciw wybrano populizm, prymitywne socjotechniki, a nawet zwykłe kłamstwo!
Najpierw cynicznie wykorzystano społeczne zaangażowanie przewodniczących zarządów osiedli. Nakłoniono ich do przeprowadzenia „konsultacji” na temat: „Czy jesteś za Lidlem, czy przeciw”.Te, pozaprawne konsultacje, według przewodniczących osiedli, zorganizowane zostały przez przewodniczącego rady miasta, przy czynnym udziale przedstawiciela inwestora. Przewodniczący RM natomiast twierdzi, że inicjatorem byli przewodniczący zarządów osiedli. Ktoś łże i raczej nie są to zarządy osiedli. Nie mają w tym żadnego interesu. Oni nawet wskazali, że jakiekolwiek konsultacje, zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym powinny odbywać się na podstawie stosownej uchwały rady miasta.
Byłoby to jednak niemożliwe, bowiem wojewoda, uchyliłby zawierającą tak sformułowane pytanie uchwałę, jako niezgodną z prawem.
Nie wyszło z zarządami osiedli, to przewodniczący RM wziął się sam do roboty. Nie patrząc na to, że jego kompetencje, zgodnie z ustawą ograniczają się wyłącznie do organizowania prac rady miasta i prowadzenia sesji zorganizował i przeprowadził cykl „spotkań” z mieszkańcami poszczególnych osiedli, a ich podstawą prawną, bardzo naciąganą, miał być § 36 Regulaminu Rady Miasta. Ten przepis nakłada na radnych obowiązek „utrzymywania stałej więzi z wyborcami, których reprezentują w Radzie”. Pewnie jednak przewodniczącemu umknęło, że od czasu ostatnich wyborów radni są wybierani w okręgach jednomandatowych i on, czyli radny z okręgu nr 1 (Powstańców Wielkopolskich) nie reprezentuje mieszkańców z innych okręgów. Na przykład podczas „spotkania” na „Blokach” nie było żadnego z czterech radnych mających tam swoje okręgi wyborcze, a byli za to panowie Goździewski i Talarek mający swoje okręgi wyborcze w zupełnie innej części miasta.
Przewodniczącemu umknął również § 39 tego samego regulaminu:
1. Radni przyjmują w swoich okręgach wyborczych wnioski, skargi i uwagi ludności. Czas i miejsce podane są wcześniej do publicznej wiadomości.
2. W siedzibie Rady radni stosownie do potrzeb przyjmują obywateli w interesujących ich sprawach.
To nie jest realizowane. Pewnie zajęty innymi rzeczami przewodniczący nie ma czasu by właściwie i zgodnie z prawem, w tym lokalnym, zorganizować pracę rady miasta. A może nie wie o takim wymogu?
Celem „spotkań” nie było jednak nakazane przepisem informowanie wyborców o aktualnej sytuacji w gminie, czy choćby konsultowanie projektów uchwał. O tym nie wspomniano nawet słowem. Chodziło jedynie o rozdanie ankiet.
Na żadnym z „spotkań” nie udało się uzyskać odpowiedzi na pytania, kto jest ich organizatorem, kto jest autorem ankiety i czy została ona przez kogokolwiek zatwierdzona. Przewodniczący nawet uniemożliwiał zabranie głosu przez mieszkańców! A przecież zgodnie z przywoływanym przez niego przepisem radny ma obowiązek: „przyjmowania postulatów, wniosków i skarg wyborców”!
Nie był łaskaw nawet odpowiedzieć na publiczny zarzut, że przeprowadzana przez niego ankieta jest badaniem marketingowym!
W rozmowach z obecnymi na tych spotkaniach radnymi otrzymaliśmy solenne zapewnienie, że nie są organizatorami tych „spotkań”. Ankiety, podobnie jak i mieszkańcy zobaczyli wtedy po raz pierwszy, ale samą swoją obecnością „legitymizowali” pozaprawne działania przewodniczącego.
Podczas wszystkich spotkań przewodniczącemu towarzyszył radny Talarek. Na dziennikarską „podpuchę”, że to on napisał treść ankiety szczerze się oburzył.
Z każdym „spotkaniem” utwierdzałem się w przekonaniu, że autorem ankiety i organizatorem spotkań jest Leszek Goździewski. Nawet, jeśli byli obecni inni radni, to stanowili wyłącznie tło i to jednokolorowe, bowiem byli to radni klubu Pis i to nie wszyscy.
Pozostaje zawsze możliwość, że za wszystkim stał jakiś przedstawiciel „Lidla”. Przewodniczący zarządów osiedli byli przez niego instruowani przed „konsultacjami”, to może i „spotkania” zostały tak przygotowane?
Tego niecnego podejrzenia nie udało się potwierdzić. 18 maja, na zaproszenie przewodniczącego RM przedstawiciel „Lidla” miał być obecny w Ratuszu. Na spotkanie z przewodniczącym jednak nie dotarł, bo zeszło się mu sporo czasu na bardzo miłej pogawędce z moją skromną personą. W trakcie tej rozmowy, między innymi, próbowałem ustalić, jaki może być cel spotkania przedstawiciela firmy komercyjnej z osobą, której oficjalnym, ustawowym zadaniem jest wyłącznie organizacja prac rady.
Wracając do samych „spotkań”, to w ich kuluarach mieszkańcy podnosili zarzut, że rozdawane ankiety nie są ani opieczętowane, ani ponumerowane, ani w żaden inny sposób zabezpieczone przed fałszerstwem. Zwracano również uwagę na fakt, że „czyste” ankiety wyciągał ze swojej teczki przewodniczący Goździewski. „Wypełnione” też tam trafiały.
Sam bym na to nie wpadł, ale przecież Prawo i Sprawiedliwość na każdym kroku uczula nas na możliwe fałszerstwa wyborcze, to i w skali lokalnej trzeba zachowywać czujność.
W ostatni piątek redakcja otrzymała informację, że w Ratuszu, w pełnej konspiracji, bez udziału mediów i mieszkańców, o godz. 18.00 zaczęło się „liczenie głosów” z ankiet.To trzeba było udokumentować!
W trybie alarmowym, w dwuosobowym zespole udaliśmy się do Ratusza, gdzie wskazano nam, że w sali konferencyjnej, pod przewodnictwem przewodniczącego Rady Miasta odbywają się jakieś obrady.Postanowiliśmy grzecznie poczekać na korytarzu, by sprawdzić, kto i w jakim charakterze brał udział w tej szopce. Czekaliśmy, czekaliśmy, aż wyszedł przewodniczący, z przerażeniem w oczach przebiegł obok nas i wrócił na salę.Dochodzący nas gwar rozmów zastąpiła grobowa cisza.Konspiratorzy zdali sobie sprawę, że zostali nakryci. Widocznie mieli coś do ukrycia.
Dalej mieli szansę wyjść z twarzą z tej sytuacji. Można było grzecznie zaprosić nas na salę, można było pokazać, czym się zajmują, zaprezentować otwartość (nawet udawaną) – udać przysłowiowego Greka. Arogancja wzięła jednak górę.
Przewodniczący Rady Miasta wezwał patrol Straży Miejskiej, by wyrzucił nas z przybytku władz naszego miasta, którym to jednak nie zarządza. Dowódca patrolu oczywiście nie mógł nas poinformować o tym, kto uznał nas za personae non gratae. Bardzo grzecznie poinformował, że złożono doniesienie, iż nielegalnie przebywamy na terenie Urzędu Miasta, który mimo otwartych drzwi i odbywającego się spotkania pod kierownictwem przewodniczącego Rady Miasta jest zamknięty. Zdradził się jednak informacją, że pan przewodniczący owszem prowadzi spotkanie, ale pracuje tam społecznie. Kuriozalne tłumaczenie, bo przecież podstawowym obowiązkiem radnego, a tym samym i przewodniczącego rady jest… praca społeczna.
Nie chcieliśmy jednak stawiać strażników w trudnej sytuacji, bo byli bardzo grzeczni i uprzejmi, a atmosfera na zewnątrz była i milsza i przyjemniejsza. No i konspiratorzy, co by nie robili i tak musieliby przejść obok nas.
Razem ze strażnikami wyszliśmy przed Ratusz, i każdy zajął się swoją robotą. My czekaliśmy na konspiratorów, a strażnicy zajęli się wyłapywaniem sprawców wykroczeń. Mieli co robić, bo nawet tuż przed wejściem do budynku Ratusza ktoś zaparkował motocykl i to w miejscu niedozwolonym.
Cierpliwość przyniosła skutek. Konspiratorzy w końcu zaczęli opuszczać Ratusz. Byli wśród nich radni z klubu PiS i jeden z PSL-u. Byli też przedstawiciele niektórych zarządów osiedli. Część wyszła spokojnie, z uśmiechem. Reszta, aż kipiała za złości.Wśród tych zezłoszczonych był ubrany w hełm motocyklisty radny klubu PiS,który dziwnym trafem wiedział, że interwencja Straży Miejskiej dotyczyła jego pojazdu. Albo podglądał przez okno, albo strażnicy sami zameldowali. Nawet skomentował: „Co Pan myślisz, że nie stać mnie na zapłacenie?”.
Moim zdaniem w tym stanie nie powinien siadać za kierownicą. Ledwo ruszył i zaliczył trzy kolejne wykroczenia w ruchu drogowym. Co, jak co, ale skręcanie w prawo, z włączonym lewym kierunkowskazem nie jest symptomem bezpiecznej jazdy. Ten pan jednak nie pierwszy raz demonstruje swoje lekceważenie dla obowiązującego w Polsce prawa. Podobnie było podczas „spotkania” w SP nr 5, kiedy nie tylko zaparkował w niedozwolonym miejscu, ale na zwróconą uwagę zareagował agresywnie. W jednym i drugim przypadku w okolicy było pełno wolnych miejsc parkingowych.
Wśród tych najbardziej zdenerwowanych był przewodniczący osiedla „Płońska”. Ten ruszył na mnie jak rozjuszony nosorożec, rzucał epitetami i kopnął. Trafił na szczęście tylko w aparat. Zaczął nawet prowokować do bójki słowami „no uderz mnie”. To nie było zachowanie godne przedstawiciela ciechanowian, tym bardziej starszego człowieka. Tak może się zachowywać jedynie osoba z zaburzoną psychiką. Ja pewnie dałbym sobie nim radę, ale co jeśli tak zachowałby się wobec kobiety, dziecka czy starszej osoby?Pozostaje zawiadomienie o tym fakcie prokuratury. Mam też nadzieję, że właściwe wnioski wyciągną również mieszkańcy osiedla „Płońska”.
Konspiratorzy rozeszli się, ale szybka analiza pokazała, że dwóch najważniejszych, czyli przewodniczący Rady Miasta i jego zastępca nie wyszli. Próbowali wyjść później głównymi drzwiami, ale przestraszyli się obiektywu, wycofali się i wpadli na kolejny genialny pomysł wprost ze słynnego szpiegowskiego filmu: „Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył. Uciekł przez wejście”. Próbowali wymknąć się tylnym wejściem, ale i tam była kamera. Wpadli na kolejny genialny pomysł i na ostrzał z dziennikarskiego aparatu odpowiedzieli ogniem… ze smartphona.
Na kolejny epizod „sprawy Lidla” pozostaje nam czekać do następnej sesji Rady Miasta, która ma się odbyć w najbliższy czwartek. Mam jednak wrażenie, że sprawa nie zostanie definitywnie zakończona, a bawiący się naszym kosztem panowie nie zostaną odesłani do piaskownicy.
Komentarze
Skomentował Halina Drang |
...śmieszne i straszne...nic dodać nic ująć...samo życie, dopuścić "świnię (sory za epitet) do koryta i co zrobi? narozrabia"...
Skomentował Gustaw |
A ja mam taką uwagę techniczną, ułatwiającą czytanie tego, co piszecie:
KONIECZNIE trzeba skrócić długość linii, w której upychacie swój tekst! To wszystko jest zbyt rozwlekłe i niełatwe do ogarnięcia wzrokiem.
Fachowo mówiąc, szpalty powinny być znacznie węższe, powiedzmy o dwie trzecie.
Dla przykładu pierwszy wiersz powinien wyglądać raczej tak:
Wyniki ostatnich wyborów samorządowych w naszym mieście
wskazały, że mieszkańcy mają dość arogancji władzy.
Gromadnie opowiedzieliśmy się za zmianami,
oddaliśmy głosy na osoby dotychczas niezwiązane z samorządem gminnym.
Nadzieje pokładane w nowych władzach samorządowych były ogromne.
Pozdrawiam.
Dodaj komentarz