Wicie rozumicie, Towarzyszu...
przez RR (0 komentarzy)

Zabieram się za ten tekst od dłuższego czasu. Ja, który swój związek z tzw. kulturą ograniczyłem do totalnego minimum. Świadomie i na własne życzenie. Wszystko po to, by zachować zdrowy poziom szaleństwa i nie sprowadzać innych do podobnego poziomu. Jak na to co się w tej kulturze wyrabia, to stwierdzam, że ja się na kulturze nie znam.
Są i tacy, co mówią, że mnie wręcz brakuje kultury. A ja, z czystej grzeczności, im nie zaprzeczam.
Nie znam się. To się nie wypowiadam. Zazwyczaj.
Jednak dziś tę niepisaną zasadę muszę złamać. Bo we mnie wręcz buzuje. Na niektóre rzeczy nie potrafię patrzeć i... nic nie mówić.
Zapalnikiem od zawsze było u mnie prawo. Działania niezgodne z prawem, na jego granicy lub omijające zapisy prawne, zawsze wywoływały u mnie niechęć, a z czasem też i obrzydzenie do samorządowców, polityków i polityki jako takiej.
Kandydatów przywożonych w teczkach traktowaliśmy jako relikt przeszłości, znak czasów słusznie minionych.
I w międzyczasie pozwalaliśmy na odbudowę tego systemu. Tak, pozwalaliśmy. Biernością w sprzeciwie. Pozwalaliśmy sobie wmawiać, że "to normalne", "wszędzie tak jest", "gdzie indziej jest zdecydowanie gorzej, u nas to jeszcze...".
I tak, krok za kroczkiem, pozwoliliśmy na odbieranie sobie oczywistego prawa do sprzeciwu dla draństwa. Usankcjonowaliśmy w swoich głowach patologie. Niejedną.
Uczciwość nie jest już biała. Wszystko jest szare, łaciate. I to zaczyna być "normalne". Uczciwa osoba jest coraz częściej "głupcem, co nie korzysta z sytuacji".
Urzędnik może nie przestrzegać prawa, bo sytuacja tego wymaga. Prawo co prawda nadal obowiązuje, ale ceniona jest umiejętność jego omijania. Szczególnie w urzędach.
A Ty człowieku walcz o swoje. Musisz udowodnić, że się Tobie coś należy. Musisz lepiej znać prawo, umieć je nagiąć, a czasem wręcz przechytrzyć urzędnika.
Z założenia znowu ten, kto bardziej kombinuje, tego racja jest na wierzchu.
I pozwalamy na to. I taką miarą również zaczęliśmy -coraz częściej- oceniać urzędników.
To źle. Prawo musi obowiązywać... wszystkich.
Mamy do czynienia z powszechnym wręcz olewaniem, luźnym traktowaniem prawa i nas, obywateli, przez tak wielu przedstawicieli samozwańczych tzw. elit. Mam na myśli tzw. władzę chyba wszystkich możliwych szczebli. Trwa to od co najmniej dwóch dekad.
Gdy patrzę na instytucje kultury, to wiele z patologii widzę jak na dłoni.
Dyrektor instytucji kultury to powinna być osoba, która kulturą żyje. Nie da się, pracując w kulturze, o 16:00 zamknąć gabinetu i zaprosić na jutro. Nie da się wyłączyć telefonu na weekend. No nie da się.
Nie można "robić" kultury nie będąc jej częścią.
Trzeba wiedzieć dokąd chce się iść, trzeba to czuć. W kulturze nie ma drogi na skróty.
Dlatego ważne jest, by osoba, która piastuje funkcje kierowniczą w jednostce kultury miała swobodę podejmowania działań.
To nie piekarnia, w której produkuje się tylko chleb i bułki, bo wielu ludzi to kupuje. Tu muszą być dostępne grahamki, orkiszowe, chałka, rogale.
Instytucja kultury musi być trochę niezależna od tzw. władzy. Musi. Bo inaczej stanie się szybko jednostką samorządową, co "kulturę" ma tylko w nazwie.
Tak się stało z Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie. Przez lata kolejni jego dyrektorzy mniej lub bardziej starali się o umniejszenie roli tej instytucji. Sprowadzona została do miejsca lansu dla polityków, kacyków partyjnych, którzy, bez względu na barwy partyjne rządzącej opcji politycznej, robią dokładnie to samo.
Ma być zestaw tzw. wydarzeń artystycznych, które dadzą szansę na:
a) błyśnięcie,
b) zrobienie sobie zdjęć,
c) odhaczenie w kalendarium wydarzeń artystycznych.
Więcej nie trzeba.
Kalendarium nie różni się prawie niczym w stosunku do tego z ubiegłego miesiąca, czy roku.
I przestaje nam to przeszkadzać. A osoby, które KULTURĄ żyją spychane są na margines tego, czym ta oficjalna "kultura" przesiąkła. Oni w takiej "kulturze" nawet nie chcą być. No może poza niewielką grupą koniunkturalistów, albo wiecznych marzycieli, którzy nadstawiają drugi i każdy kolejny policzek, naiwnie wręcz wierząc, że gdy się robi po raz n-ty tak samo, to może z tego wyniknąć tym razem coś innego.
Na stanowiska w instytucjach kultury powoływane są osoby zaufane. Koledzy i koleżanki partyjne. Jak mają związek z kulturą to jest dobrze. Związek z KULTURĄ nie jest wymagany. Ba, nie jest nawet wskazany, bo bywa niebezpieczny. Instytucjami takimi kierują zazwyczaj osoby bez własnego zdania, wybierane z klucza politycznego.
Nimi łatwiej kierować, łatwiej ich odwołać w razie pilnej potrzeby. Choćby potrzeby zatrudnienia innego dyrektora z innej teczki.
Gdy opublikowałem na okoliczność 1 kwietnia tekst o powierzeniu steru w powiatowej instytucji kultury osobie, która dotychczas z kulturą miała tyle wspólnego, że potrafi powiedzieć "proszę" "dziękuję" i "przepraszam" (choć tego ostatniego na własne uszy nie słyszałem), to czegoś mi zabrakło. Nie mogę robić sobie tylko przysłowiowej "beki" z takich działań samorządu.
Potrzebna jest jakaś "analiza". Subiektywna, i owszem. Nie znam się na kulturze. Wiem czego od instytucji kultury oczekuję, jako tzw. konsument.
Postanowiłem dać głos osobom, które z KULTURĄ mają styczność od lat, która nią... żyją.
I doznałem niemałego szoku. Część z tych osób ma już tak mało wiary w to, że cokolwiek może się zmienić na lepsze, że aż strach pomyśleć. Jeśli w pasjonatach można zabić chęć uczestniczenia w tym oficjalnym życiu kulturalnym w mieście i powiecie, to co dopiero w takich "konsumentach".
Próżno czekać na iskrę w oku, gdy rozmowa schodzi na temat mianowania nowej dyrektor PCKiSz. W wielu z nich już nie ma nadziei. A i koniunkturalistów jest jakby coraz więcej. Nie wypowiedzą się. Zdanie swoje mają, czasem bardzo wyraziste, kwieciste, ale publiczne jego wyrażanie, to juz niekoniecznie dla nich. Za dużo stracą. Jeszcze się ktoś obrazi.
Jednak nawet ci, w których gaśnie już ostatnia iskierka nadziei, oczywiście będą kibicować. Tylko czy n-ty raz robione, te same przecież czynności, doprowadzić mogą do innych rezultatów?
Marek Zalewski - artysta plastyk
Jak oceniam? ...Oto jest pytanie... trochę za wcześnie... myślę, że ŚWIEŻY POWIEW WIATRU może zmienić "zawirusowany" ten dom kultury i na to LICZĘ. Nie byłem w tym obiekcie ładnych parę lat. Dlaczego? A no dlatego, że tam nie było Kultury tylko polityka. Mitami i EGOIZMEM zniszczono lata pracy i osiągnięcia wielu osób. Zniszczono, rozbito i tak znikome środowisko ludzi zainteresowanych Kulturą i Sztuką. Jeszcze raz przypomnę, że to nie fabryka gwoździ. Ktoś dzisiaj powiedział, że w Sztuce najważniejszy jest eksperyment i odwaga... pewnie tak, choć ja uważam, że to trochę za mało... Pani Starosta postawiła na eksperyment, Pani Ania Smolińska odważnie podjęła rękawicę... Tak, świeży podmuch jest potrzebny. Jeżeli chodzi o PCKiSz, to od dawna wiele osób zna moje zdanie... obiekt pachnie epoką Gierka, stare formy działania... potrzebny jest "ANTYBIOTYK"... Bardzo liczę na "lekarza", jakim może się stać Pani Ania Smolińska. Ja wiele razy deklarowałem, wielu dyrektorom tego obiektu, że mogę służyć pomocą. Choć z wykorzystaniem mojej wiedzy i umiejętności bywa różnie...
Katarzyna Dąbrowska - teatr EXODUS
Ja jestem daleka od tego, co dzieje się w domu kultury. Dlatego wypowiem się powściągliwie.
W całym kraju panuje epidemia na obsadzanie placówek kultury osobami z nadania politycznego, często niemającymi nic wspólnego z KULTURĄ. Zjawisko to uważam za szkodliwe i nie rokujące niczego dobrego.
Urszula Michalska - obecnie zatrudniona w COEK Studio
"Nie znam tej pani. Mam tylko nadzieję, że jest kompetentna i otwarta".
Artur Lech - PsychoArt
Trudno jest się wypowiedzieć na temat osoby której się nie zna i nie współpracowało się w ramach prowadzonych przez PsychoArt działań. Jak każdej nowej osobie trzeba dać szansę na pokazanie swojej wizji "prowadzenia" kultury w naszym mieście, co w obecnej sytuacji w kraju nie będzie proste. Gratulujemy odwagi. Może w końcu przebiją się nowe, świeże pomysły i dawny WDK odżyje. Pamiętajmy że kultura sama się tworzy, a instytucje mają nas wspomagać.
Sławek Gortat - Fabryka Kultury ZGRZYT
Nie miałem przyjemności poznać Pani Smolińskiej, więc ciężko mi jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Mogę tylko powiedzieć, że zarządzanie kulturą znacznie różni się od innych branży. To, że ktoś osiągał dobre wyniki np. w handlu w żaden sposób nie gwarantuje mu sukcesu w kulturze. Zupełnie inne są tu kryteria oceny powodzenia danego projektu. To nie jest tak, że a+b=c. To nie przypadek, że są oddzielne wydziały animacji kultury z kierunkiem zarządzanie kulturą, a nie są częścią popularnych studiów "marketing i zarządzanie" Zresztą przez lata mieliśmy w Ciechanowie taki wydział i masę absolwentów. Trochę dziwi więc fakt, że żaden z nich nie ma odpowiednich kwalifikacji żeby zarządzać taką placówką.
Oczywiście tu powstaje pytanie, jakie cele stawia przed nowym dyrektorem powiat. Mieszkam w Ciechanowie od 20 lat i z moich obserwacji wynika, że od zawsze Centrum Kultury było oceniane z perspektywy zadowolenia Powiatu a nie zadowolenia mieszkańców. Wystarczy raz w roku zorganizować galę z przytupem i masą zaproszonych "ważnych" gości i już mamy kulturę przez duże "K". Jeśli o taką kulturę chodzi to zapewne Pani dyrektor da sobie radę, podobnie jak każdy inny by sobie dał. Nie wierzę, że można robić dobrą "robotę w kulturze" bez znajomości branży, bez bycia jej częścią. Przez takie podejście instytucja słynie z płacenia artystom jakichś niedorzecznych sum za występy. Nie o taką przecież popularność miasta nam chodzi.
Szeroko pojętą animacją kultury zajmuję się od prawie 30 lat. Pamiętam, że kiedy dyrektorem placówki był dzisiejszy wicestarosta, rozmawiałem z Nim na temat współpracy. Chciałem, żeby Centrum wykorzystało moją wiedzę, doświadczenie i kontakty. Usłyszałem wtedy że "nie każdy może pracować w kulturze". Wierzę więc, że Pan starosta nie zmienił swoich poglądów i zasad i odpowiednio opiniował kandydatów. Pani dyrektor Smolińskiej życzę powodzenia i liczę, że zmieni oblicze tej instytucji.
Winni są politycy.
No pewnie, że politycy są winni.
To oni, ze swoim wybujałym ego, wiedzą najlepiej co jest dobre, a co złe, i czego tej kulturze potrzeba. Zresztą są fachowcami od wszystkiego. Zamiast rozmowy, zamiast oddania pola do decydowania o kulturze "w gmninie, mnieście i powiecie" rzeczywistym fachowcom, wolą do zarządzania instytucją kultury zaprząc prawo. A często własną jego interpretację.
Zamiast budowania w oparciu o wzajemne zaufanie, i szacunek dla ludzi KULTURY wolą często służalczość tej zarządzanej przez siebie kultury wobec polityki. Do niej im bliżej.
Trudno jest znać arkana pracy samorządu, będąc dyrektorem jednostki kultury. I nie ma tak mądrego wójta burmistrza prezydenta czy starosty, który zna wszelkie tajniki kultury i tego czego od niej oczekują, za przeproszeniem, "konsumenci". To musi być tandem. Dobrze naoliwiony mechanizm. Choć "naoliwiony mechanizm" (w tym złym znaczeniu) całkiem dobrze oddaje spotykane zależności partyjnego koleżeństwa.
Trafiają się jednak rodzynki. Pewnie, że tak. Szczególnie w mniejszych miejscowościach. W mniejszych ośrodkach kultury. W mniejszych gminach. Nie będę podawał nazw miejscowości, bo to i innych powiat, i pewnie ktoś powie, że też inni ludzie. Nic to, że spotykamy znajome twarze Ciechanowian. Kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt kilometrów od Ciechanowa. Potrafią tam jechać, na godzinę lub dwie. Na jeden łyk KULTURY. Prawdziwej. Zamiast wziąć udział w tym co oferuje "odbiorcom" (jedna z wielu pączkujących) instytucja, która z kulturą ma już tylko luźny związek.

Komentarze
Dodaj komentarz